Hindi Ho!

June 5th, 2008 by Dżak

Rajshahi

W ostatniej chwili zmiana planow i zamiast do Pabny jade do Rajshahi, stolicy stanu o tej samej nazwie. Miasto jak miasto, ale widoki nad rzeczka calkiem sympatyczne. Czasami zrobienie zdjecia pojedynczej osobie jest niemozliwe, bo od razu zbiega sie dzieciarnia trudna do opanowania.

W hotelu na tarasie spotykam benglaczyka, ktory wrocil do kraju po 15 latach pobytu w USA po tym jak zmarla mu wspolmalzonka. Nachapal sie tam kasy i ma kilka posiadlosci rozsianych po calym B-deshu i w Delhi, raz do roku robi sobie 3 miesieczne tournee dookola swiata (to akurat za pieniadze tescia).

Mango na kolacje. Bengalskiego jedzenia juz nie trawie a nie moge znalezc chinskiej knajpy z przewodnika. Hotel w ktorym pierwotnie planowalem nocleg tez juz nie istnieje, ale jest inny calkiem niezly (z przedzialu “mid-range” zamiast standardowego “budget”) za 3 zeta.

Wracam do Dhaki. Kolejne spotkanko z Rahulem, idziemy sobie nad rzeczke, slonca niestety nie ma, ale za to lata masa owadow a po trawie chodza sobie kroliki i zaby. Krotkie spotkanko z kolejnymi jego znajomymi i nastepnego dnia z ranca koncze swoj pobyt w B-deshu wsiadajac do autobusu do Dhaki.


Komentarze (1)

Notka umieszczona w kategoriach: Bangladesh, Rajshahi, Rajshahi (city)

June 4th, 2008 by Dżak

Bogra’n'Puthia

Jeszcze w Dhace po kupieniu biletu dryndam do Rahula, umawiamy sie na drugim koncu miasta. Przysypiam w taksowie, taksiarz budzi mnie, ze niby jestesmy na miejscu. Spedzamy z Rahulem pare chwil u jego ciotki, szalonej babki z mnostwem energii i rzucajacej jakimis dowcipami caly czas, niestety jeszcze nie bardzo rozumiem ich mowe. A na koniec dnia spotkanie ze znajomymi na zielonej laczce kolo collegu, wpatrywanie sie w blyskawice i podspiewywanie przy gitarze

Bogra

Szalu nie ma, takie sobie male miasteczko, z rzeczka, mostem i torami, na ktorych toczy sie zycie (z przerwami na przejezdzajace pociagi).

Przewodnik mozna sobie potluc o kant, jednego hotelu nie znajduje, drugi splajtowal, laduje w jednym z drozszych (12PLN) bo juz mi sie nie chce lazic z plecakiem. Przynajmniej jest tv, kupuje peczek liczi do podgryzania w czasie ogladania filmu.

Kawalek za miastem sa ruiny starozytnej cytadeli w postaci dlugiego murku o wysokosci pol metra oraz muzeum i jakas swiatynia, ale te dwa ostatnie otwieraja dopiero za 2h. Wracam do miasta, pakuje manatki
i jade do Puthii.

Puthia

Tutaj swiatyn jest od groma, niektore nawet fajne, ale ciezkie do sfocenia. Przyczepia sie do mnie jakis koles z archeologicznego czegostam i oprowadza po okolicy. A potem jedziemy na festiwal hindi, gdzie gra, spiewa i tanczy jakas kapela z pobliskiego Natore i bawi sie troche ludzi.

Koles ostrzega, zebym nie szedl jedna drozka, bo tam wioska i moze byc problem, oraz zebym nie zostawal w Puthii na noc, bo tu nie ma dobrego hotelu i ze on wie jacy sa miejscowi ludzie, i ze problem, problem i jeszcze raz problem. Ale czy cos mi sie tu moze stac, jesli przyhotelowy aptekarz (pochodzacy z bogatej i najbardziej we wiosce wyksztalconej rodziny - ojciec i jego 6 braci pokonczylo studia i pracuja na szanowanych stanowiskach w b-deshu i innych krajach) wita mnie mowiac “dzien dobry”?

Tareq opowiada mi historie swojego zycia jak to bedac w Niemczech zakochal sie w Polce, potem zarobiwszy sporo kasy pojechali razem do Polski. Po miesiacu kasa sie skonczyla, Aska nie pracowala, jej ojciec - pijaczyna spod Lublina - tez nie, wiec Tareq wrocil do B-deshu. Ona nie wiedziec czemu nie chciala z nim wyjechac.

Z plyt, ktore przywiozl z Polski, sluchamy sobie Boysow, Kombi i Boba Marleya. Wcinam mango na kolacje i ide spac.


Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Bangladesh, Bogra, Dhaka, Dhaka, Puthia, Rajshahi