Hindi Ho!

July 16th, 2008 by Dżak

Delhicious

Czyli juz nie Delhi a ponownie koreanskie zarcie w Varanasi ;)

Wpadam tu zeby powtorzyc co fotki w miare mozliwosci a tu kupa, bo mother ganga troche sie podniosla i zalala polowe ghatow. Impreza z dymiacymi swieczkami jest przesunieta o 20 metrow, nie da sie juz przespacerowac od pierwszego do ostatniego ghatu wzdluz rzeki, trzeba co jakis czas wspinac sie schodkami na gore, kawalek przejsc starym miastem i znowu wrocic na dol. A zeby bylo ciekawiej to dzisiaj z powodu deszczu Luxa Road (glowna ulica prowadzaca do ghatow) zamienila sie w Luxa River z woda po kolana.

Jeszcze pare dni bym tu posiedzial i mogloby sie zrobic bardzo ciekawie. Niestety czas goni, trzeba leciec dalej, do Bikaneru, pogodynka mowi, ze tam slonce swieci i niebo jest bardziej niebieskie ;)


Nauczka nr 3 - nie kupowac biletu samolotowego w dwie strony, to czas nie bedzie gonil. Nauczka nr 4 - nie kupowac pendrive’ow w Delhi, bo sie moga okazac nic nie warte i mozna stracic kolejne foty ;) Czyli znowu wracam do DVD…

Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Uttar Pradesh, Varanasi

June 21st, 2008 by Dżak

Varanasi 3

W koncu trafiam na jakas sensowna knajpe - gdzies w waskich uliczkach w zaglebiu japonsko-koreanskim (jeszcze troche i zaczne odrozniac Japonczykow od Koreanczykow) miesci sie Shanti Restaurant. Zamawiam kimchi fried rice with tomkatu - re-we-lac-ja ;) I powod zeby sie tu pobyczyc dzien dluzej.

Nastepnego dnia biore sobie buta shougayaki, tez niezle choc nie tak jak wczorajsze danie, ale i tak sto razy lepsze od indyjskiego.

Pada prawie caly dzien, poza krotka chwila kiedy wyszlo slonce. Moze chociaz rano bedzie ladnie, moze zdaze cos konkretnego sfocic zanim pojade do Delhi…


Komentarze (1)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Uttar Pradesh, Varanasi

June 20th, 2008 by Dżak

Varanasi 2

Konczy mi sie miejsce na kartach, czas na kolejne zgranie fotek na DVD. Na szczescie kolo mojego hotelu jest kafejka gdzie nagrywaja za 30 rupii (w cenie jest plyta). Hotel nie jest tym, w ktorym planowalem nocleg, choc tak samo sie naywa - ot, taki tutejszy trik marketingowy na zwabienie naiwniakow. Ale wszystko ma swoje dobry strony, w bardziej turystycznej okolicy za nagranie plytki zaplacilbym 5 razy wiecej (co jednak i tak jest duzo lepiej niz w zeszlym roku, kiedy placilem stowe za 6-krotnie mniejszy CD).

Spacerek pomiedzy tlumem hello-friendow i hello-sir-boatow konczy sie mala scysja na jednym z ghatow za sfocenie (ponoc nielegalne) ceremonii cialopalenia. Niestety, oj ja glupia, skasowalem fote…

Wieczorem, zdaje sie, ze jak kazdego dnia, rozpoczyma sie jakas religijna impreza (a wlasciwie dwie konkurujace ze soba na sasiednich ghatach). Zebrani na schodkach ludzie ogladaja machanie swieczkami w te i w tamte przy muzyczce na zywo, a po niecalej godzinie nastepuje zbiorka kasy, ogloszenia parafialne i ghaty powoli pustoszeja po tym jak wiekszosc ludzi udaje sie do domow. Albo na zakupy na uliczke prowadzaca do rzeki wyglajaca jak Krupowki w szycie.


Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Uttar Pradesh, Varanasi