Hindi Ho! http://hindiho.karczmarczyk.pl Just another travel blog Thu, 24 Jul 2008 11:34:25 +0000 http://wordpress.org/?v=2.5 en Mumbai http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/24/mumbai/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/24/mumbai/#comments Thu, 24 Jul 2008 11:34:25 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=787 Za resztke kasy szeleje po restauracjach. Na razie najlepsza jaka znalazlem to Cafe Churchill 10 minut piechotka od hotelu Armii Zbawienia. Maja puree ziemniaczane, krewetki w sosie Al Limone, placek po wegiersku, sernik z jagodami i cukiernice z napisem “Cukier”.

Subway tez jest niezly, ale prawie dokladnie to samo mam i w kraju. Czasem tylko wpadnie tu stado arabek-turystek w swoich czarnych strojach przykrywajacych wszystko co sie da i spytaja czy jedzenie jest “halal”. Kelner pokazuje zaswiadczenie, ze a i owszem, arabki spokojnie skladaja zamowienie.

Na plac przy Gatewey of India czasem wpadnie patrol policji, sprzedawcy wszystkiego-co-sie-da w poplochu uciekaja ze swoim dobytkiem w postaci ogromnych balonow, prazonych orzeszkow, map, drukarki do zdjec, etc.

Wieczorami w hotelu razem z dwoma innymi travelersami robimy jam session na 2 gitary i skrzypce.

Sposrod wszystkich goszczacych tu travelersow 99% dopiero co przyleciala do Indii (gosciu z Bosni drugiego dnia pobytu dostaje klasycznego ataku zoladkowego) lub czeka na wylot do swojego kraju lub nastepnego na liscie miejsc do zaliczenia.

W hinduskiej (ale angielskojezycznej) gazecie czytam krotki reportaz o ulicznych rajdowcach w polskim miescie Lodz (wym. woodge).

Jakas indianka na ulicy nie chce pieniedzy, chce tylko oddac komus swoje dziecko, ktorego nie jest w stanie utrzymac.

Tybetanczyk, ktory wlasnie przybyl do hotelu, 10 lat temu majac 16 wiosen na karku uciekl przez Himalaje do Dharamsali. Teraz z karta uchodzcy sobie podrozuje po Indiach.

Wieczorami wzdluz pozamykanych sklepow z koszulami nawet za ponad 100pln zbieraja sie na noc cale rodziny bezdomnych. W ciagu dnia kolo tych samych sklepow stoja stragany z koszulami za 5 zeta. Oraz z torebkami, portfelami, zegarami, figurkami hinduski bogow, gramofonami, … Wzdluz maszeruja sprzedawcy bebenkow i haszyszu po 10pln za 10 gramow. I innych blizej nieokreslonych rzeczy, mowia, ze moge miec wszystko.

Po poludniu krotka zlewa. Przemoczony laduje w kafejce internetowej, gdzie czekajac na seans kinowy w Regal Cinemi zamarzam przez troche przesadzona klimatyzacje.

Do zobaczenia w Kambodzy :)










]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/24/mumbai/feed/
Jodhpur, Bikaner http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/19/jodhpur-bikaner/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/19/jodhpur-bikaner/#comments Sat, 19 Jul 2008 06:07:48 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=765 Pociag Varanasi-Jodhpur (najblizszy bezposredni pociag do Bikaneru jest w sobote, nie chce mi sie czekac). Bardzo pozny wieczor, cos mnie budzi ze snu. Gapi sie na mnie jakis umundurowany koles i pyta:

- Any problem?

- ???

- Any problem? Luggage ok?

- ?????? Yyyy.. yeah… ok…

- Please write it in my notebook.

Po czym w zeszycie z recznie nakreslona tabelka wpisuje swoje imie, panstwo, w kolumnie “Any problem” wpisuje “no”, a w “Luggage ok” wpisuje “ok”. Nad moim wierszem podobne dane od innych foreignersow. Koles znika w nastepnym przedziale.

Do Jodhpuru docieram po 29h zamiast planowanych 24. Czyli o 22.30 zamiast o 17.30, co psuje moj chytry plan zrobienia paru fotek popoludniowa pora.

Odwiedzam ponownie Yogi’s Guest House, nie maja juz dormitorium za 50 rupii, w tym miejscu buduja wlasnie luksusowy pokoj. Przynajmniej mimo poznej pory roof-topowa restauracja jeszcze dziala i ma w menu normalne (nieindyjskie) zarcie. Tylko dla podtrzymania corocznego zwyczaju zamawiam lassi.

Rano krotki wypad na miasto, potem pociag do Bikaneru (opozniony na szczescie tylko o godzine). A za pare godzinek ruszam na pustynie pobujac sie na wielbladach.

NIebieskie foty z Jodhpuru, potem z pociagu i z Bikaneru.





















]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/19/jodhpur-bikaner/feed/
Delhicious http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/16/delhicious/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/16/delhicious/#comments Wed, 16 Jul 2008 06:50:17 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=736 Czyli juz nie Delhi a ponownie koreanskie zarcie w Varanasi ;)

Wpadam tu zeby powtorzyc co fotki w miare mozliwosci a tu kupa, bo mother ganga troche sie podniosla i zalala polowe ghatow. Impreza z dymiacymi swieczkami jest przesunieta o 20 metrow, nie da sie juz przespacerowac od pierwszego do ostatniego ghatu wzdluz rzeki, trzeba co jakis czas wspinac sie schodkami na gore, kawalek przejsc starym miastem i znowu wrocic na dol. A zeby bylo ciekawiej to dzisiaj z powodu deszczu Luxa Road (glowna ulica prowadzaca do ghatow) zamienila sie w Luxa River z woda po kolana.

Jeszcze pare dni bym tu posiedzial i mogloby sie zrobic bardzo ciekawie. Niestety czas goni, trzeba leciec dalej, do Bikaneru, pogodynka mowi, ze tam slonce swieci i niebo jest bardziej niebieskie ;)




























Nauczka nr 3 - nie kupowac biletu samolotowego w dwie strony, to czas nie bedzie gonil. Nauczka nr 4 - nie kupowac pendrive’ow w Delhi, bo sie moga okazac nic nie warte i mozna stracic kolejne foty ;) Czyli znowu wracam do DVD…

]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/16/delhicious/feed/
Delhirio amoroso http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/07/delhirio-amoroso/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/07/delhirio-amoroso/#comments Mon, 07 Jul 2008 10:51:15 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=720 Czyli zara mie co trafi. W czwartek nie poszedlem po wize bo se mysle “pojde jutro”. Jutro poszedlem, ale okazalo sie, ze jest sobota i urzad nieczynny. Poszedlem dzisiaj, w czwartek mam zadzwonic…

Nauczka nr 1 - nie dawac sie okrasc w miejscu gdzie kompletnie nie ma co focic. Nauczka nr 2 - olac wszelkie CD i DVD i kupic sobie 20 gigowego flasha za grosze, albo dwa (drugi jako backup). Po pierwsze mniejsze i lzejsze, po drugie zaoszczedzi sie na nagrywaniu, po trzecie nie wszedzie maja nagrywarki DVD a USB to raczej juz norma.

Ide sobie kupic gitarrre, a potem na fruit pierogi (vide napisy na jednym z knotow).














Dla masochistow Delirio amoroso Händla w pieciu odslonach w nawet nienajgorszym wykonaniu Natalie Dessay, chociaz Pasiecznik swego czasu tez byla niezla :)

]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/07/delhirio-amoroso/feed/
Palika Bazaar http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/02/palika-bazaar/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/02/palika-bazaar/#comments Wed, 02 Jul 2008 13:58:48 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=717 Czyli bazarek w centrum New Delhi. Takie sobie miejsce ale mozna kupic duzo fajnych i tanich rzeczy ;) Jeszcze mi tylko obiektywu brakuje i wizy w nowym paszporcie. I dwudziestu paru tysiecy rupii, ktorych nie moge wyplacic, bo prawdopodobnie bank zablokowal karte…

Ale aparacik - palce lizac! ;)


UPDATE: Info o brakujacym obiektywie juz nieaktualne. Do torebki wskoczyly mi Nikkor 18-35/3.5-4.5ED i 50/1.8D ;) I zostalo mi 800 rupii. Ale jutro uderzam po raz kolejny do Gurgaonu po reszte kasy, wiza musi jeszcze troche poczekac.

]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/07/02/palika-bazaar/feed/
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/25/716/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/25/716/#comments Wed, 25 Jun 2008 15:07:04 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=716 Kase juz mam, paszport bedzie w piatek, tylko co z tego skoro to co najwazniejsze, czyli foty, poszlo w pizdu… Kolejne foty i wpisy pewnie dopiero za pare miechow, jak sprzedam chalupe i kupie nowy sprzet…

baj

]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/25/716/feed/
Delhi http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/24/delhi/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/24/delhi/#comments Tue, 24 Jun 2008 09:37:46 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=715 Miasto pelne niespodzianek. Miasto gdzie mozna stracic w glupi sposob kase (na szczescie niezbyt duzo mialem, dobrze ze nie wyplacilem sobie wczesniej kasy z bankomatu jak zamierzalem), karty do bankomatu, paszport, dowod, ksera dokumentow, aparat, obiektywy, kamere, zdjecia, przewodnik po Ladakhu i okolicach i wszelkie inne cenne precjoza ;)

Miasto, gdzie mozna przejechac sie spory kawalek riksza za friko, jesli tylko zajdzie sie po drodze do paru drogich sklepow i pomacac towary udajac zainteresowanie zakupem, przy okazji zalapujac sie na darmowa wode i herbatke.

I last bat not list, gdzie mozna odzyskac 300 rupii anulujac zakupiony w hotelu bilet autobusowy do Manali, oraz w ktorym hotel pozwala zaplacic za nocleg za pare dni.

Te 300 rupii musi mi starczyc nie wiem na jak dlugo, wczoraj wydalem prawie 2000 ;) Ale bedzie dobrze ;) Tylko troche fotek szkoda…

Szczescie w nieszczesciu, ze akurat bylem w Delhi, gdzie jest ambasada. Pociag ruszal za kilka minut, jakbym w nim zostal to dopiero mogloby byc ciekawie :)

]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/24/delhi/feed/
Varanasi 3 http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/21/varanasi-3/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/21/varanasi-3/#comments Sat, 21 Jun 2008 13:50:30 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=707 W koncu trafiam na jakas sensowna knajpe - gdzies w waskich uliczkach w zaglebiu japonsko-koreanskim (jeszcze troche i zaczne odrozniac Japonczykow od Koreanczykow) miesci sie Shanti Restaurant. Zamawiam kimchi fried rice with tomkatu - re-we-lac-ja ;) I powod zeby sie tu pobyczyc dzien dluzej.

Nastepnego dnia biore sobie buta shougayaki, tez niezle choc nie tak jak wczorajsze danie, ale i tak sto razy lepsze od indyjskiego.

Pada prawie caly dzien, poza krotka chwila kiedy wyszlo slonce. Moze chociaz rano bedzie ladnie, moze zdaze cos konkretnego sfocic zanim pojade do Delhi…







]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/21/varanasi-3/feed/
Varanasi 2 http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/20/varanasi-2/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/20/varanasi-2/#comments Fri, 20 Jun 2008 06:48:35 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=695 Konczy mi sie miejsce na kartach, czas na kolejne zgranie fotek na DVD. Na szczescie kolo mojego hotelu jest kafejka gdzie nagrywaja za 30 rupii (w cenie jest plyta). Hotel nie jest tym, w ktorym planowalem nocleg, choc tak samo sie naywa - ot, taki tutejszy trik marketingowy na zwabienie naiwniakow. Ale wszystko ma swoje dobry strony, w bardziej turystycznej okolicy za nagranie plytki zaplacilbym 5 razy wiecej (co jednak i tak jest duzo lepiej niz w zeszlym roku, kiedy placilem stowe za 6-krotnie mniejszy CD).

Spacerek pomiedzy tlumem hello-friendow i hello-sir-boatow konczy sie mala scysja na jednym z ghatow za sfocenie (ponoc nielegalne) ceremonii cialopalenia. Niestety, oj ja glupia, skasowalem fote…

Wieczorem, zdaje sie, ze jak kazdego dnia, rozpoczyma sie jakas religijna impreza (a wlasciwie dwie konkurujace ze soba na sasiednich ghatach). Zebrani na schodkach ludzie ogladaja machanie swieczkami w te i w tamte przy muzyczce na zywo, a po niecalej godzinie nastepuje zbiorka kasy, ogloszenia parafialne i ghaty powoli pustoszeja po tym jak wiekszosc ludzi udaje sie do domow. Albo na zakupy na uliczke prowadzaca do rzeki wyglajaca jak Krupowki w szycie.










]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/20/varanasi-2/feed/
Gaya, Varanasi http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/19/gaya-varanasi/ http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/19/gaya-varanasi/#comments Thu, 19 Jun 2008 06:53:03 +0000 Dżak http://hindiho.karczmarczyk.pl/?p=676 Po porannym sfoceniu Bodhgayskiej swiatyni ze wszystkich stron, wpadam sobie ponownie na herbatke do obczajonego tea-stalla i spedzam tam kolejne leniwe n godzin.

Wieczorem oczy nie bardzo chca mi sie zmrozyc, siedze sobie do 2ej w nocy czytajac o Ladakhu i planujac jak sie tam dostac i ile czasu spedzic. Na szczescie w pokoju nie mam tv, wiec nie ogladam meczu z Chorwacja.

Ale za to ten Ladakh jest juz wystarczajacym zmartwieniem - wyglada na to, ze nawet bez sprzetu i bez zapuszczania sie glebiej w gory jest tam gdzie polazic przez dluzszy czas, a to oznacza koniecznosc rezygnacji z Gujaratu (ktory teraz akurat sobie wojuje z sasiednim Rajasthanem z powodu jakichs kobitek aresztowanych za niszczenie trakcji kolejowej w ramach protestu) oraz z kilku dni kariery aktorskiej w Bombaju.

Abstrahujac od samego bujania sie po Ladakhu dochodzi jeszcze problem transportacji tam i nazad. Zaczyna sie sezon, wiec moge stracic kolejnych pare dni na znalezienie autobusu. W ostatecznosci pozostaje kolo ratunkowe w postaci spoznienia sie na samolot ;)

Rano po sniadanku i przeczekaniu ulewy wybieram sie do Gayi skad mam jakies pociagi do Varanasi. Odrzucajac kolejne oferty podwiezienia na dworzec zaczynajace sie od motoru za 120 rupii wsiadam w koncu do zapchanej autorikszy z pasazerami na dachu za 20 rupii (i tak przeplacam, ale to juz jest znosna cena).

Pociag mam za 12h, zostawiam plecak na recepcji w przydworcowym hotelu i zmykam na ulice. Miasto jak miasto, ale pare uliczek obok hotelu wyglada zachecajaco - biednie i kolorowo, w sam raz na zdjecia. Tylko troche mam obawy przed wyciaganiem tu aparatu. Strzelam tylko jedna fote i chowam sprzet z powrotem do plecaczka.

Po szwedaczce stopy mam cale zablocone. Stan Bihar, w ktorym lezy Gaya, jest ponoc jednym z biedniejszych w calych Indiach (jesli nie najbiedniejszy) i pewnie dlatego wiekszosc uliczek w miescie w czasie deszczu zamienia sie w jedna wielka ciemna ciapke, mieszanine wole-nie-wiedziec-czego, urozmaicona glebszymi kaluzami w miejscach gdzie nawierzchnia nie jest zbyt rowna, czyli prawie wszedzie. Jazda riksza po takich ulicach, zwlaszcza na tylnym siedzeniu, nie jest najprzyjemniejszym doswiadczeniem. ALe jak bedzie trzeba to sie powtorzy, zwlaszcza jak sobie nabede jakas dobra, mala, reporterska cyfre, ktora sie tak za bardzo nie rzuca w oczy.

Do hotelu wpadam jeszcze pare razy - na obiad, kawke, kolacje i tak jakos czas sobie powolutku plynie. Ostatnie 5h spedzam na peronie posrod setek innych ludzi ukladajacych sie miejscami w fajny brudno-kolorowy wzorek.

W Bodhgayi po jakims czasie zaczeli podchodzic do mnie ludzie pytajac czy ich pamietam. Wiekszosc mialem wrazenie, ze widze po raz pierwszy. Ale zaraz mowili o czym rozmawialismy za pierwszym razem, niby na dowod, ze jednak powinienem ich kojarzyc (”do you believe me now?”). Troche to jednak trudne jesli z wiekszoscia widzialem sie przez minute i glowne tematy rozmowy byly zawsze te same: skad jestem (”Poland” - “Oh, Holland?”), jak sie nazywam (”Jasek”, bo oni “c” nie potrafia wymowic - “Jassir?”) i czy chce pojechac na motorze w bardzo wazne miejsce. Swoja droga jesli to miejsce bylo polecane przez wszystkich tubylcow to dlaczego nie ma o nim wzmianki w tym badziewnym przewodniku?

W Gayi kolejny delikwent. Gebe kojarze, ale nic poza tym.

I wieczorem na dworcu jeszcze jeden, tym razem niespodzianka - spotkalismy sie nie w Bodhgayi ale w Kalkucie (zdaje sie, ze aktualnie bliskiej zapadniecia sie pod wode z powodu dlugotrwalego deszczu) ponad miesiac temu. Przynajmniej on tak twierdzi, ale mowi, ze jestem z Lechistanu, wiec pewnie prawde mowi. Ale w jakich okolicznosciach sie spotkalismy? Gdzie? Po co? Czy rozmawialismy o pupie Maryny czy o sensie zycia?

Jeszcze tylko 1,5h do pociagu…

Rozpisalem sie… Wszystkie foty poza pierwszymi dwoma (Bodhgaya, Gaya) sa z Varanasi.















]]>
http://hindiho.karczmarczyk.pl/2008/06/19/gaya-varanasi/feed/