Hindi Ho!

April 15th, 2008 by Dżak

Jakis festiwal

Nie wiem jaki, nawet koles w kafejce internetowej 100 metrow dalej nie wiedzial (ba, nawet nie wiedzial, ze jest jakikolwiek festiwal w poblizu). W kazdym razie jest muzyczka, duzo ludzi, wszyscy sie bawia, klaszcza, spiewaja, niektorzy tancza. Ktos rozdaje darmowy soczek z wielkiej beczki, nie wiem co to ale wypic trzeba. Obok sceny oltarzyk, a na scenie muzycy i jakis dzieciak, tak na oko z 10 lat, ale niezle spiewa. Po nim grubsza starsza pani, spiewa jeszcze lepiej, a po niej jeszcze jakis pan, ale juz po paru godzinach mam dosc. Stos zdjec i z pol godziny materialu filmowego, ktory jak przetrwa podroz to moze nawet ujrzy swiatlo dzienne.

Jeszcze tylko rano przechadzka po zatloczonych okolicach ulicy Rabindra Sarani i przejazdzka riksza ciagnieta przez idacego/biegnacego kolesia. Dziwne uczucie, nawet sie nie targowalem, niech cos ma od bialasa ;) Za to czapeczke z daszkiem stargowalem ze 120 do 50 rupii, wynik dosyc przyzwoity, chociaz mysle, ze daloby sie jeszcze zejsc z ceny ;)

Zywie sie chinskim zarciem, bo na sam zapach indyjskiego mi sie zbiera… Calkiem sympatyczna knajpka jest w poblizu, z bardzo sympatycznym szefem, choc troche droga (np. dzisiaj dalem az 7PLN za kopiasty talerz kluchow, suruweczke i 0,33 jakiegos picia). Odkrylem ja na spacerku z sympatyczna grupka francuzow, z ktorymi sobie spedzam dzien na pitoleniu o niczym, graniu w szachy i ogladaniu HBO, bo dluzsze spacery po miescie moga skonczyc sie przegrzaniem…

Sory za wysyp fotek, nie moglem sie zdecydowac ;)


Notka umieszczona w kategoriach: Bengal, Indie, Kolkata

Skomentuj sobie, co łaska