Hindi Ho!

April 9th, 2008 by Dżak

Sztuka picia

Po 3 godzinach krecenia przerwe spedzamy w klimatyzowanej buso-przebieralni a potem w przyhotelowej japonskiej restauracji patrzac jak kreca kolejna scene. Za chwile obiad. Sa dwa stoly - jeden dla indiancow i jeden dla foreignersow, roznia sie tylko tym, ze na tym pierwszym jest zabojcze peperoni.

Potem juz mamy bardziej zindywidualizowane sceny. Ja jestem asystentem ambasadora, ktore gra wybitny amerykanski aktor Paul Knox. Mowie do niego “yhy, yhy, ok, goodbay”, zapisuje w miedzyczasie notatki w zeszycie i odchodze. W tle przechadza sie trojka innych bialasow. Powtarzamy tylko 4 razy i gotowe.

W kolejnych scenach uczestniczy juz tylko Jurek i 2 agentow CIA. Krecone sa juz we wnetrzach hotelu, ktore to wnetrza wygladaja, ze ja piernicze… Z nudow z Andreasem jezdzimy tam sobie winda, zwiedzamy podziemia z wielkim akwarium i wielkimi kolorowymi rybkami, basen, w koncu ladujemy w cafe, gdzie wydajemy ponad polowe naszej gazy (500 rupii) na ciastko i dzbanek herbaty. Generalnie jest duzo bardziej atrakcyjnie niz w hotelu Taj Mahal.

Sceny z CIA przedluzaja sie, wiec siedzimy sobie na trawce, wcinamy kolacje, ja sie ucze pic wode po ichniemu. Troche mi nie wychodzi, wiec zona kolesia, ktory nas w poniedzialek zwerbowal na ulicy ma niezly ubaw, ale obiecuje jej, ze w ciagu 4 miesiecy dojde do perfekcji i pod koniec tripa pokaze jej co potrafie ;)

CDN

And last but not least ;)


Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Maharasthra, Mumbai

April 9th, 2008 by Dżak

Wybory na prezydenta

Zaczyna sie (po wspolnym sniadanku na trawie) od ogladania naszych dloni przez jakiegos ojca dyrektora. Z naszej siodemki foreignersow zostaje wyloniony kandydat na prezydenta. Dostaje gajerek, buty i peruke. Reszta tez ma nowe ubranie ale juz bez peruki. Za to z innymi gadzetami typu kamera, aparat, flaga amerykanska, transparenty “Hail Bush” itp.

Jurek ma za zadanie isc po czerwonym dywanie i machac reka do tlumu (wczesniej przeszedl szkolenie  z machania jako najistotniejszego elementu ujecia) a tlum ma mu odmachiwac, krzyczec z radosci i robic foty. A zatem “low sound! camera set! aaaaand….. action!!”

I tak pietnascie razy powtarzamy 10-sekundowe ujecie. Wszystko w palacym sloncu, pot sie leje, woda schodzi litrami. Chwila przerwy.

Ujecie drugie - Jurek macha z samochodu, my mu odmachujemy i krzyczymy z radosci. Moja chusteczka juz nie wsiaka potu, podchodzi koles i nowa obciera mi czolo. Jakas tutejsza dziewczynka prawie mdleje, placze, ale chce grac dalej. 3 godziny przerwy (dla niektorych, ekipa dalej cos kreci ale juz bez nas).

CDN

Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Maharasthra, Mumbai

April 7th, 2008 by Dżak

The president is coming

A wiec wsiadam sobie do samolotu, wylatuje o dziwo bez opoznienia, przylatuje do Wiednia tez o czasie, nawet z Wiednia wylatuje zgodnie z rozkladem tylko pod koniec krazymy ponad pol godziny nad Bombajem, bo sie zakorkowalo. No ale w koncu wyladowalem. Biore 11 kilo na plery i 4 na klate i ide zamowic taksowke. Taksowke zamawia sie w okienku, podpisuje sie jakis papierek i pan wskazuje do ktorego samochodu mam sie udac.

Wyjscie z lotniska wyglada jakby setki reportow czekaly z aparatami na jakas bollywodzka gwiazde, tylko jest ich dwa razy wiecej i wszyscy maja karteczki z nazwiskami. Zdjecia nie robie, widok zachowuje dla siebie ;)

Jest goraco i duszno. Ale bez przesady, w koncu jest juz prawie polnoc…

Jadziemy do Versovy (prawie jak Warszawa) na Jana Pawla (czyli J. P. Road), troche sie krecimy w poszukiwaniu Mount Building gdzie mieszka Magda i Kabeer, po paru minutach z pomoca tubylcow docieramy na miejsce.

W poniedzialek rano (znaczy kolo poludnia) ruszamy samochodem w okolice stacji Dadar, najpierw wysiada Magda szukac pracy, zaraz potem ja sie przesiadam w autobus 84, ktory za 10 rupii zawozi mnie do Colaby. 13.30 spotykam sie z Monika pod hotelem Taj Mahal. Idziemy do hotelu armii zbawienia, spotykamy tam Polaka i Szweda (albo cos w tym stylu) i ruszamy na jakis obiadek i spacerek.

Chodzimy sobie tu i tam, kupujemy sukienki, wstepujemy obejrzec wywalone w kosmos wnetrza Taj Mahalu (nawet z sekcji “Only for residents” nas nie wywalaja), wracamy do hotelu a potem znow do Taj Mahalu, juz tylko z Monika, gdzie sie umowilismy z laska, u ktorej Monika spala.

Idziemy znowu cos wszamac. Przy wyjsciu z knajpki zostajemy zagajeni przez kolesia z zapytaniem czy chcemy zagrac w bollywodzkim filmie o prezycencie Jurku Krzaku, ktory przyjezdza do Bombaju. Chcemy :) Co za pytanie ;)

A zatem jutro mozecie mi mowic Shak Rukh Khan ;)

Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Maharasthra, Mumbai