Hindi Ho!

July 24th, 2008 by Dżak

Mumbai

Za resztke kasy szeleje po restauracjach. Na razie najlepsza jaka znalazlem to Cafe Churchill 10 minut piechotka od hotelu Armii Zbawienia. Maja puree ziemniaczane, krewetki w sosie Al Limone, placek po wegiersku, sernik z jagodami i cukiernice z napisem “Cukier”.

Subway tez jest niezly, ale prawie dokladnie to samo mam i w kraju. Czasem tylko wpadnie tu stado arabek-turystek w swoich czarnych strojach przykrywajacych wszystko co sie da i spytaja czy jedzenie jest “halal”. Kelner pokazuje zaswiadczenie, ze a i owszem, arabki spokojnie skladaja zamowienie.

Na plac przy Gatewey of India czasem wpadnie patrol policji, sprzedawcy wszystkiego-co-sie-da w poplochu uciekaja ze swoim dobytkiem w postaci ogromnych balonow, prazonych orzeszkow, map, drukarki do zdjec, etc.

Wieczorami w hotelu razem z dwoma innymi travelersami robimy jam session na 2 gitary i skrzypce.

Sposrod wszystkich goszczacych tu travelersow 99% dopiero co przyleciala do Indii (gosciu z Bosni drugiego dnia pobytu dostaje klasycznego ataku zoladkowego) lub czeka na wylot do swojego kraju lub nastepnego na liscie miejsc do zaliczenia.

W hinduskiej (ale angielskojezycznej) gazecie czytam krotki reportaz o ulicznych rajdowcach w polskim miescie Lodz (wym. woodge).

Jakas indianka na ulicy nie chce pieniedzy, chce tylko oddac komus swoje dziecko, ktorego nie jest w stanie utrzymac.

Tybetanczyk, ktory wlasnie przybyl do hotelu, 10 lat temu majac 16 wiosen na karku uciekl przez Himalaje do Dharamsali. Teraz z karta uchodzcy sobie podrozuje po Indiach.

Wieczorami wzdluz pozamykanych sklepow z koszulami nawet za ponad 100pln zbieraja sie na noc cale rodziny bezdomnych. W ciagu dnia kolo tych samych sklepow stoja stragany z koszulami za 5 zeta. Oraz z torebkami, portfelami, zegarami, figurkami hinduski bogow, gramofonami, … Wzdluz maszeruja sprzedawcy bebenkow i haszyszu po 10pln za 10 gramow. I innych blizej nieokreslonych rzeczy, mowia, ze moge miec wszystko.

Po poludniu krotka zlewa. Przemoczony laduje w kafejce internetowej, gdzie czekajac na seans kinowy w Regal Cinemi zamarzam przez troche przesadzona klimatyzacje.

Do zobaczenia w Kambodzy :)


Komentarze (2)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Maharasthra, Mumbai

July 19th, 2008 by Dżak

Jodhpur, Bikaner

Pociag Varanasi-Jodhpur (najblizszy bezposredni pociag do Bikaneru jest w sobote, nie chce mi sie czekac). Bardzo pozny wieczor, cos mnie budzi ze snu. Gapi sie na mnie jakis umundurowany koles i pyta:

- Any problem?

- ???

- Any problem? Luggage ok?

- ?????? Yyyy.. yeah… ok…

- Please write it in my notebook.

Po czym w zeszycie z recznie nakreslona tabelka wpisuje swoje imie, panstwo, w kolumnie “Any problem” wpisuje “no”, a w “Luggage ok” wpisuje “ok”. Nad moim wierszem podobne dane od innych foreignersow. Koles znika w nastepnym przedziale.

Do Jodhpuru docieram po 29h zamiast planowanych 24. Czyli o 22.30 zamiast o 17.30, co psuje moj chytry plan zrobienia paru fotek popoludniowa pora.

Odwiedzam ponownie Yogi’s Guest House, nie maja juz dormitorium za 50 rupii, w tym miejscu buduja wlasnie luksusowy pokoj. Przynajmniej mimo poznej pory roof-topowa restauracja jeszcze dziala i ma w menu normalne (nieindyjskie) zarcie. Tylko dla podtrzymania corocznego zwyczaju zamawiam lassi.

Rano krotki wypad na miasto, potem pociag do Bikaneru (opozniony na szczescie tylko o godzine). A za pare godzinek ruszam na pustynie pobujac sie na wielbladach.

NIebieskie foty z Jodhpuru, potem z pociagu i z Bikaneru.


Komentarze (1)

Notka umieszczona w kategoriach: Bikaner, Indie, Jodhpur, Rajasthan

July 16th, 2008 by Dżak

Delhicious

Czyli juz nie Delhi a ponownie koreanskie zarcie w Varanasi ;)

Wpadam tu zeby powtorzyc co fotki w miare mozliwosci a tu kupa, bo mother ganga troche sie podniosla i zalala polowe ghatow. Impreza z dymiacymi swieczkami jest przesunieta o 20 metrow, nie da sie juz przespacerowac od pierwszego do ostatniego ghatu wzdluz rzeki, trzeba co jakis czas wspinac sie schodkami na gore, kawalek przejsc starym miastem i znowu wrocic na dol. A zeby bylo ciekawiej to dzisiaj z powodu deszczu Luxa Road (glowna ulica prowadzaca do ghatow) zamienila sie w Luxa River z woda po kolana.

Jeszcze pare dni bym tu posiedzial i mogloby sie zrobic bardzo ciekawie. Niestety czas goni, trzeba leciec dalej, do Bikaneru, pogodynka mowi, ze tam slonce swieci i niebo jest bardziej niebieskie ;)


Nauczka nr 3 - nie kupowac biletu samolotowego w dwie strony, to czas nie bedzie gonil. Nauczka nr 4 - nie kupowac pendrive’ow w Delhi, bo sie moga okazac nic nie warte i mozna stracic kolejne foty ;) Czyli znowu wracam do DVD…

Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Uttar Pradesh, Varanasi