Hindi Ho!

April 11th, 2008 by Dżak

Chillout

Czyli pobudka o 8ej i wypad na plaze Chawpatty (pogapic sie na demonstracje tybetanczykow) oraz kawalek dalej do jakiegos basenu na krotki czat z lokalesami. Potem powrot na plaze, gadka szmatka z lokaleskami, powrot na PKP, gadka z lokalesem, wessanie do pociagu (jeden koles wskakuje jeszcze sporo zanim pociag sie zatrzymal, nawet indiancy robia “wow”), kancelacja biletu niedzielnego, soczek z trziny za 3 rupie i wspolne planowanie najblizszej przyszlosci z sympatyczna parka z niemiec (Susanna i Bjorn).


Wieczorem razem udajemy sie na spacerek wzdluz wybrzeza, dochodzimy do Chawpatty, siadamy cos przekasic. Ja nic nie biore, za to za chwile zaczynam miec jakies jazdy, ide sie przejsc, po 5 metrach padam na kolana, zeby w koncu za chwile calkiem sie rozwalic plackiem na ziemi. Znowu staje sie atrakcja dla tubylcow. Po 10 minutach jakos dochodzimydo taksowek i jedziemy do szpitala (zaden z taksowkarzy nie mojecia gdzie jest jakikolwiek szpital w poblizu, bez mapki w przewodniku byloby ciezko). A w szpitalu chillout po raz drugi tego dnia, czysciutko, sympatyczna siostra i pan doktor, badanko, kroploweczki, troche formalnosci i 1100 rupii w plecy.

Taktyka liczenia na to, ze glupi ma zawsze szczescie jak na razie sie sprawdza znakomicie. Susanne przyjechala tu na praktyki medyczne do szpitala w ramach studiow, wiec po pierwsze primo wiedziala co poczac na plazy, a po drugie primo zdecydowania lepiej ode mnie znala medyczna terminologie po angielsku i swietnie sie sprawdzila jako tlumacz miedzy lekarzami i mna.

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Maharasthra, Mumbai

Wasze refleksje na “Chillout”

  1. April 11th, 2008 at 13:02, siostra:

    A ja też jestem w szpitalu, bo Ala nie mogła się wyleczyć z zapalenia oskrzeli i nas zamknęli na tydzień.
    Uważaj na siebie bracie!!!

  2. April 13th, 2008 at 08:25, Zbych:

    Czy jeszcze żyjesz? A jeśli tak, to jak?

Skomentuj sobie, co łaska