Hindi Ho!

April 19th, 2008 by Dżak

Kalimpong

Z hotelu tym samym pociagiem jedzie jeszcze jeden Francuz, wiec po kolejnych paru partyjkach szachow i ostatniej wizycie w knajpie Honk Kong ruszamy razem na dworzec. Nie bierzemy taksy spod hotelu, bo to typowo turystyczna okolica (cos a la Colaba w Bombaju, wiecej bialasow niz hindusow) i pewnie by nas wiecej skasowali, tylko idziemy troche dalej do glownej ulicy. Tam nie wiadomo czemu nikt nas nie chce zabrac, w koncu lapiemy MPK. Tloku nie ma, ale jedyne siedzace miejsca to miejsca dla pan skad nas od razu wyganiaja, zeby znowu za minute dostac blogoslawienstwo wspolpasazerow i pozwolenie na klapniecie.

W poaciagu przedzial porazka - sami turysci i to zdominowani przez 3 Wloszki. Nie dosc, ze glosno terkocza caly czas (po wlosku, wiec ciezko sie wlaczyc), to jeszcze spiewaja wloskie hity i dojczland dojczland iberales… Tylko parka z Hawajow siedzi sobie cicho w kacie.

Rano docieram do New Jalpaiguri, riksza do Siliguri i od razu biore autobus do Kalimpongu. Za chwile odjezdzamy, wiec nawet nie zdazam zjesc sniadania tylko przeplacam za jakies ciastka w pobliskim sklepiku. Za to godzinke pozniej w autobusie koles sprzedaj ogorki posmarowane czyms pikantym, biore 3 kawalki za 5 rupii. Za chwile zaczynaja sie serpentyki, ostre podjazdy, silnik rzezi ostatkiem sil itd.

W Kalimpongu juz jest o wiele chlodniej. Centralny placyk zastawiony jest busikami pelniocaymi role taksowek, autobusami i jeepami, ktore co chwila skads przyjezdzaja i dokads odjezdzaja. Za to nie ma riksza pod zadna postacia, pewnie dlatego, ze sporo tu stromych uliczek i moglyby sobie nie dac rady. Ogolnie stosunkowo cicho i spokojnie, nikt nie zaczepia (poza nielicznymi cichymi “taxi sir?”), duzo mniej zebrakow na ulicach. Za to troche bardziej skosnooko.

Wlaczam szwedaczke po miescie, zaliczam jakies buddyjskie gompy, a na koniec znajduje fajna drozke z ladnym widoczkiem na zachodzace slonce, kilkoma domkami polozonymi na stromym zboczu, i szansa na gadu gadu z tubylcami. Z zachodu nici, bo jest pochmurnie, ale gadka szmatka zaliczona (standardowe skad jestem i gdzie to jest oraz krotki kurs jezyka nepalskiego)

Ok 18-19ej juz jest ciemno, polowa sklepow pozamykana, najwyzszy czas wracac do hotelu. Pigula na kolacje i do wyra, a nuz wstane na jakis wschod slonca.


Notka umieszczona w kategoriach: Bengal, Indie, Kalimpong

Skomentuj sobie, co łaska