Goecha La - 8 i 9
Po paru dniach treku juz sie sam budze przed 6 rano (co nie jest zbytnio trudne jak sie idzie spac o 20ej). Sniadanko i wymarsz z Kukchurung do Tshoka z chlopakami, ktorzy sobie cala droge podspiewuja wesole nepalskie piosenki. W Phedongu (zamglonym poprzednio, zamglonym i teraz) natykamy sie na starsza parke z Belgii, ktora spotkalem wczesniej w Rumteku. Po godzince gadki, czy raczej monologu Belga, ruszamy dalej w dol. Pare fotek rodedodendronow po drodze i jestesmy na miejscu. Jest dopiero jakas 13a, wiec mamy czas na bamboo i na powylegiwanie sie na materacu.
Ostatni dzien to trasa taka sama jak na poczatku, tylko, ze chyba pogoda troche ladniejsza. Slonce grzeje, troche sie spieklem, na szczescie w polowie drogi pod jednym z mostow jest wodospadzik z malym bajorkiem (z tego miejsca ponoc jakis turysta spadl byl i sie rozbil 100 metrow nizej), pluskamy sie w wodzie, jemy obiad, machamy ludziom na moscie itd. Koniec podrozy, w koncu wracamy do cywilizacji, do czystej poscieli (do jakiejkolwiek poscieli), prysznica… Bamboo i idziem spac. Prawie koniec wycieczki.
Notka umieszczona w kategoriach: Goecha La trek, Indie, Sikkim
heh, ta koszulka z ostatniego zdjęcia zmusza mnie do tego, żeby poinformować Cię o tym, że wczoraj rozpoczęły się tegoroczne Patyczki
Jaco, widzę starania z Twojej strony o jakość “ciach”. Gracie;)))
boska - masz na mysli ostatnie zdjecie?
mayi - szkoda, ze nie wiedzialem wczesniej, przydalaby mi sie nowa koszulka…
Dzak, tak dokladnie chodzilo mi o ostatnie zdjecie:))) Pozdro z caolandii…
Jacuś, a co Ty tam wciągasz??? ;-)) Dołączam się do pozdrowień Boskiej z caolandii!!!