Hindi Ho!

May 15th, 2008 by Dżak

Yuksom - Pelling

Oficjalnie trek sie zakonczyl, ale zdecydowanie czuje niedosyt lazenia, codziennie bylismy na miejscu gdzies o 13ej, czasami wczesniej, przez reszte dnia dokonywal sie spoczynek, mniej lub bardziej aktywny. Ostatniego dnia wiec podczas pozegnalnej kolacji z niespodziewanym pozegnalnym ciachem (cos a la babka drozdzowa), decyduje sie ruszyc z Dorjee i jego dwoma wesolymi kompanami jako tragarzami z Yuksom do Pelling.

Z braku pradu nie mam jak sie podladowac, ale na szczescie caly czas mam troche powera.

Najpierw lecimy malym skrocikiem w dol, scinajac jakies 2km szosy (z ponad 30 calej trasy), potem kilkanascie kilometrow lepsza lub gorsza (w niektorych miejscach remontowana) szosa do Ribmiku, mijajac Kangczendzoga Falls. W Rimbiku mamy juz dosc ulicy, wiec szukamy kolejnego skrotu, zaraz za jeszcze jednym milym wodospadzikiem. Skrocik jest niezly, bo na oko skracamy droge o conajmniej 5km. Leci prosto pod gorke, w niektorych miejscach pomiedzy krzaczorami sa schody ulozone z kamieni, przetaczamy sie przez pare gospodarstw oddalonych od siebie o jakies 30m (w pionie). Ludzie sie gapia jakby nigdy nie widzieli turysty, co jest dosyc prawdopodobne, bo raczej malo kto sie ta trasa przechadza. Za to przy wodospadach i innych ciekawszych miejscach jest pelno jeepow zaladowanych weekendowymi bengalczykami.

Na jednym podworku robimy sobie foty, na drugim korzystamy z wystajacego z ziemi kranu z zimna woda, na kolejnym witamy sie “namaste” z laskami, ktore odpowiadaja cienkim glosikiem a chlopaki pozniej cala droge je przedrzezniaja. Humor im dopisywal przez caly czas na treku, dopisuje i teraz. Na pytanie jakiejs tubylki skad idziemy odpowiadaja, ze z Darjeeling (pare h jeepem).

O 16ej, po 7h marszu docieramy do Pelling. Chyba tylko pierwszy dzien treku byl dluzszy. Dorjee i ja mamy male bable na nogach, ale jest ok. Chwile zajmuje zanim znajdziemy tani hotel dla calej ekipy, ale w koncu mamy dwojke za 250 rupii. Szukam sam, recepcjonista wydaje sie troche zdziwiony gdy zamiast dodatkowych 3 foreignersow widzi sikkimczykow. Chlopaki spia na jednym lozku, ja na drugim. No i pierwszy normalny prysznic od poczatku treku.

Zaczyna padac, jak zwykle wylacza sie prad w calym miescie, na szczescie w miedzyczasie podladowalem baterie.

Wystapili (na wypadek gdybym posial notes ;) )

1. Dorjee Tamang - Guide

2. Mani Lal Lepcha - 2nd Guide

3. Sonam Subha - Cooker

4. Agam Singh Subba - Kitchen Boy

5. Chandra Hangh Subba - Kitchen Boy

6. ??? - Cow Manager

i inni


Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Indie, Sikkim

May 14th, 2008 by Dżak

Goecha La - 8 i 9

Po paru dniach treku juz sie sam budze przed 6 rano (co nie jest zbytnio trudne jak sie idzie spac o 20ej). Sniadanko i wymarsz z Kukchurung do Tshoka z chlopakami, ktorzy sobie cala droge podspiewuja wesole nepalskie piosenki. W Phedongu (zamglonym poprzednio, zamglonym i teraz) natykamy sie na starsza parke z Belgii, ktora spotkalem wczesniej w Rumteku. Po godzince gadki, czy raczej monologu Belga, ruszamy dalej w dol. Pare fotek rodedodendronow po drodze i jestesmy na miejscu. Jest dopiero jakas 13a, wiec mamy czas na bamboo i na powylegiwanie sie na materacu.

Ostatni dzien to trasa taka sama jak na poczatku, tylko, ze chyba pogoda troche ladniejsza. Slonce grzeje, troche sie spieklem, na szczescie w polowie drogi pod jednym z mostow jest wodospadzik z malym bajorkiem (z tego miejsca ponoc jakis turysta spadl byl i sie rozbil 100 metrow nizej), pluskamy sie w wodzie, jemy obiad, machamy ludziom na moscie itd. Koniec podrozy, w koncu wracamy do cywilizacji, do czystej poscieli (do jakiejkolwiek poscieli), prysznica… Bamboo i idziem spac. Prawie koniec wycieczki.


Komentarze (5)

Notka umieszczona w kategoriach: Goecha La trek, Indie, Sikkim

May 13th, 2008 by Dżak

Goecha La 6 i 7

Godz. 3:30 rano - ruszamy zdobywac Gochea La. Godz. 7:30 po bardzo ciekawej, choc meczacej trasie jestesmy na miejscu pobijajac rekord swiata. Gdy schodzimy, niektorzy calyca czas drepcza pod gorke. Niektorzy wymiekli gdzies po drodze.

Kangczendzonge srednio widac, bo jest lekko zachmurzona, ale widok na pozostale gorki jest primo sorto. W sumie number one to Pandim, cos okolo 6000m, widac go z kazdego miejsca duzo lepiej niz Kangczendzonge.

Po poltoragodzinnej posiadowie w grzejacym sloncu schodzimy na dol. Gdzies po drodze przy bajorku atakuje mnie jak, nasz przewodnik ma radoche, a potem do konca treku wszyscy sie z tego nabijaja,

O 13ej jestesmy z powrotem w Thangsing, reszte dnia spedzamy przy ognisku. Wieczorem kolacja z niespodziewanym torcikiem, bo Francois jutro sie z nami zegna, musi zdazyc na samolot do Nowego Jorku.

Dzien 7

Standardowa poranna pobudka, chociaz za bardzo nie wiem po co, bo po pozegnaniu sie z Francoisem spedzamy jeszcze pare godzin w bazie. Troche przy ognisku, troche grajac w krykieta, w karty, a troche sie nudzac.

W koncu ruszamy i pol godzinie jestesmy w Kukchurung, gdzie znowu grzejemy lapy przy ognisku. Gdzies w miedzyczasie gramy w karty, niektorzy drzemia. Ogolnie bardzo spokojny dzien w ramach odpoczynku przed dwudniowym powrotem do Yuksom.


Komentarze (0)

Notka umieszczona w kategoriach: Goecha La trek, Indie, Sikkim