Mirik - tzw. “takie tam”
Czyli, za przewodnikiem Lonely Planet, Hindu Devi Sthan temple complex oraz zdjecia z cyklu “Pada deszcz, nie bardzo mam co ze soba zrobic, wiec pykam fotki lodowkom i zlewozmywakom w knajpach a ludzie nie wiadomo dlaczego patrza sie na mnie jak na debila”.
Mirik - Bokar Gompa
Tudziez, jak glosil napis na bramie wejsciowej, Bokar Ngedhon Choekhor Ling Institute. Jak na razie jedyna z odwiedzonych przeze mnie gomp, w ktorych cos sie dzialo i w ktorych mozna bylo nagrywac wszystko bez krempacji. W ten oto sposob spedzilem tam w sumie z 6 godzin sluchajac jak mnisi robia “mmm mmm mmm mmm”. Co jakis czas elementem przedstawienia bylo rozdawanie posilkow - ciasteczek, chleba, herbaty, na ktore to specjaly mialem przyjemnosc (watpliwa jesli chodzi o herbate, ale moze to jakas tybetanska odmiana byla) sie zalapac.
W skrocie cala mantra wyglada mniej wiecej tak - mmmm mmmm mmmm mmmm (tzn. oni tam nuca jakies slowa), tak z 15-20 minut albo i wiecej, potem traby, potem mmmm mmmm mmmm mmmm, potem traby, potem zarcie, w czasie ktorego niektorzy tylko robia mmmm, bo reszta je, potem cisza, potem mmmm, potem cisza, potem mmmm, potem gong i wszyscy wybiegaja na kilkuminutowa przerwe. Potem jeszcze kilka gongow i wszyscy wracaja do srodka. Wsrod innych punktow programu jest niesienie jakichs darow, rozdawanie bodajze 100-rupiowych banknotow wszystkim mnichom i pewnie inne niespodzianki, ktorych nie mialem okazji obejrzec.
Mirik
Kilka ogolnych ujec z miasteczka i okoliczki. Mysle, ze jakbym jeszcze tam posiedzial to mozna by cos bardziej konkretnego zdzialac, ale trzeba bylo ruszac na pociag…