Errata
Nie Darejeeling tylko Ganktok, stolica Sikkimu. Czy raczej stoliczka, bo to jakies 30-tysieczne miasteczko, za to bardzo przyjemne, nawet deptak jest I park, w ktorym sobie mozna posiedziec, i kino do ktorego moze sie wybiore, bo poza tym to nie bardzo jest co tu robic. Niby sa jakies miejsca widokowe, ale za bardzo chmurzasto zeby fajniejsze fotki porobic. Jest tez buddyjska gompa, ale w remoncie. Za to samo miasto jeszcze spokojniejsze niz Kalimpong, zupelnie jak nie Indie. Nawet nikt nie pyta czy chce takse…
Z tym zamknieciem Sikkimu to tylko taka polprawda. Jest zamkniety ale nie caly tylko polnocna czesc, i nie z powodow tybetanskich tylko z powodu monsunu. Poza tym wszystko sie zgadza.
Nie ma co tu dluzej siedziec, trzeba jutro zmykac gdzies bardziej w glab, trek po wyzszych gorkach sobie zostawie na lipiec (dosyc zapchany ten lipiec mam, Ladakh, pare dni w Bombaju na kolejne proby aktorskie i Gujarat…), a teraz tylko pare pipidowek w planie.
Kalimpong c.d.
O 5 rano juz jest jasno, spie dalej… Kolo 9ej natykam sie na fran-hiszpanska parke i jedziemy razem taksa do kolejnej gompy. Pare rundek dookola i wracamy do miasta. Probuje na szybko wywolac pare zdjec, ktore obiecalem jakims dzieciakom, ale albo nie robia z cyfry albo dopiero na pojutrze, wiec odpuszczam…
Obiad w chinskiej knajpie (nienajlepszy, jak tak dalej pojdzie to bede na obiady do Bialegostoku przyjezdzal) i powtorka wczorajszej drozki. Hello ze znajomymi i ide dalej. Tym razem odbijam w stroma drozke prowadzaca na szczyt jakiejs niewielkiej gorki. Po drodze mijam chinski cmentarzyk, a na gorce poza widoczkami (zepsutymi troche przez chmury) jest stary, zamkniety kosciolek. Zagladam przez szpare w drzwiach, zeby zobaczyc wizualizacje bostw z roznych religii. Zobaczam i spadam do miasta z dwoma kolesiami, z ktorymi podczas kontemplowania widoczku zamienilem pare slowek (skad jestem, gdzie to jest i pare innych tematow; jedno z najdziwniejszych pytan jakie mialem to ile mam wzrostu, ale to w Kalkucie).
Jutro chyba Darjeeling.
Kalimpong
Z hotelu tym samym pociagiem jedzie jeszcze jeden Francuz, wiec po kolejnych paru partyjkach szachow i ostatniej wizycie w knajpie Honk Kong ruszamy razem na dworzec. Nie bierzemy taksy spod hotelu, bo to typowo turystyczna okolica (cos a la Colaba w Bombaju, wiecej bialasow niz hindusow) i pewnie by nas wiecej skasowali, tylko idziemy troche dalej do glownej ulicy. Tam nie wiadomo czemu nikt nas nie chce zabrac, w koncu lapiemy MPK. Tloku nie ma, ale jedyne siedzace miejsca to miejsca dla pan skad nas od razu wyganiaja, zeby znowu za minute dostac blogoslawienstwo wspolpasazerow i pozwolenie na klapniecie.
W poaciagu przedzial porazka - sami turysci i to zdominowani przez 3 Wloszki. Nie dosc, ze glosno terkocza caly czas (po wlosku, wiec ciezko sie wlaczyc), to jeszcze spiewaja wloskie hity i dojczland dojczland iberales… Tylko parka z Hawajow siedzi sobie cicho w kacie.
Rano docieram do New Jalpaiguri, riksza do Siliguri i od razu biore autobus do Kalimpongu. Za chwile odjezdzamy, wiec nawet nie zdazam zjesc sniadania tylko przeplacam za jakies ciastka w pobliskim sklepiku. Za to godzinke pozniej w autobusie koles sprzedaj ogorki posmarowane czyms pikantym, biore 3 kawalki za 5 rupii. Za chwile zaczynaja sie serpentyki, ostre podjazdy, silnik rzezi ostatkiem sil itd.
W Kalimpongu juz jest o wiele chlodniej. Centralny placyk zastawiony jest busikami pelniocaymi role taksowek, autobusami i jeepami, ktore co chwila skads przyjezdzaja i dokads odjezdzaja. Za to nie ma riksza pod zadna postacia, pewnie dlatego, ze sporo tu stromych uliczek i moglyby sobie nie dac rady. Ogolnie stosunkowo cicho i spokojnie, nikt nie zaczepia (poza nielicznymi cichymi “taxi sir?”), duzo mniej zebrakow na ulicach. Za to troche bardziej skosnooko.
Wlaczam szwedaczke po miescie, zaliczam jakies buddyjskie gompy, a na koniec znajduje fajna drozke z ladnym widoczkiem na zachodzace slonce, kilkoma domkami polozonymi na stromym zboczu, i szansa na gadu gadu z tubylcami. Z zachodu nici, bo jest pochmurnie, ale gadka szmatka zaliczona (standardowe skad jestem i gdzie to jest oraz krotki kurs jezyka nepalskiego)
Ok 18-19ej juz jest ciemno, polowa sklepow pozamykana, najwyzszy czas wracac do hotelu. Pigula na kolacje i do wyra, a nuz wstane na jakis wschod slonca.